Lysandrowe fantazje — rozdział siódmy
Przymknęłam na chwilę oczy, wzięłam dwa głębokie wdechy i kiedy napięcie zmieniło się w skupienie, zaczęłam uderzać Dakotę.
Prawidłowa garda. Spojrzenie skoncentrowane na przeciwniku. Najpierw pojedyncze uderzenia.
Lewa.
Prawa.
Lewa na tułów.
— Pamiętaj o prostych plecach… Luźniej na nogach… O, dokładnie tak! — Uśmiechnął się szeroko z zadowoleniem, skutecznie blokując moje ciosy.
Lewy sierpowy.
Unik. Cios.
Zejście w prawo.
Z każdym ciosem serce biło coraz mocniej. W ogóle nie czułam zmęczenia. Miałam wrażenie, że zaczynam fruwać nad ringiem. Widziałam tylko swoje i Dake’a dłonie. Słyszałam tylko cichy plask skóry o skórę i szybkie oddechy.
Cios. Unik. Cios.
Dwa kroki w prawo i znowu cios, unik, cios.
Wycofać się. Wziąć głęboki oddech i znów zaatakować.
Zaczynałam znów czuć ten dreszczyk emocji co kiedyś. To podekscytowanie, kiedy udawało mi się uderzyć Dakotę. Satysfakcja, gdy na jego twarzy pojawiało się zdziwienie czy uznanie.
Zupełnie jak w bidulu.
— I gdzie uciekasz, smarkulo?!
Słysząc nienawistne nawoływania, chciałam się gdzieś schować i nigdy nie wychodzić, zniknąć…
— I tak cię dorwę!
Zostawcie mnie. Co ja wam zrobiłam? Chcę tylko spokoju...
Fallen Angel
--------------------------------------♢♢♢--------------------------------------
We are young! We drink and we fight and we love...
Rozdział 32
W sylwestra Derek obudził się dość późno. Kevina nie było już w łóżku, za to na ziemi leżała masa prezentów. Przeciągnął się leniwie i zaczął czytać, kto go w tym roku obdarował. Większość była od wujków i ciotek. Nie mógł na imprezę zaprosić wszystkich, więc umówiono się na wspólny obiad w Norze. Stwierdził, że odpakuje później, bo zaburczało mu w brzuchu. Już miał zejść do kuchni, ale przypomniał sobie o jednej ważnej rzeczy. Chwycił różdżkę i machnął nią z zapałem. Kołdra na jego łóżku ułożyła się równo na materacu.
Szara Dama
--------------------------------------♢♢♢--------------------------------------
Szansa śmierci była za każdym razem. Chodziło o stworzenie szansy życia
Rozdział #1
W całej sali zostały uniesione kilkadziesiąt rąk, a wzrok czarnych tęczówek Kakashiego padły na teczkę.
– Tylko w ostatnim roku na waszym oddziale zmarło najwięcej pacjentów. I to nie byli pacjenci źle zdiagnozowani. To byli pacjenci, którym nawet nie postawiliście diagnozy. Odprawiani z niczym, bez wykonanych rutynowych badań. Co piąty pacjent po wyjściu ze szpitala doznawał zawału mięśnia sercowego. Natomiast ci szczęśliwcy, którzy jednak trafili na salę operacyjną, umarli, nie dożywszy nawet końca zabiegu.
Po jego słowach nastała cisza w całej auli. To była cisza przed burzą.
– Zwalniam was.
K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz