Nakarm się nadzieją
Rozdział 4 – Zraniona
Marie Madeleine LantanPrzeszedł mnie lodowaty dreszcz. Spojrzałam na mamę jak na ostatnią deskę ratunku, ale ona wpatrywała się tylko tępo w ścianę, jakby szantaż Maslowa na jej córce w ogóle nie robił na niej wrażenia. Spojrzałam na niego nienawistnie, nie wiedząc, co powiedzieć. Zagonił mnie w kąt i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Mogłam wybierać pomiędzy moim życiem a obietnicą, którą złożyłam znajomemu, któremu pomimo tak krótkiej znajomości bardziej ufałam niż własnej matce. Zagryzłam od środka policzek, mierząc się z Maslowem na spojrzenia.
– Jesteś głupia.
Wzdrygnęłam się, słysząc zachrypnięty głos mamy. Wezbrała we mnie nowa fala buntu, połączonego z gniewem.
– Jesteś głupia, skoro chcesz ryzykować swoją przyszłość dla narkomana.
Zacisnęłam pod stołem pięści, wbijając sobie boleśnie paznokcie w skórę. Odliczanie od dziesięciu w niczym mi nie pomogło.
– Nie sądziłam, że wychowałam cię na człowieka z marginesu społecznego.
– Wychowałaś?! – warknęłam, czując przelewającą się szalę goryczy. – TY WYCHOWAŁAŚ – zaśmiałam się gorzko. – Może uważałam cię za matkę do momentu, w którym żył dziadek… Przyznaje, że bardzo dobrze udawałaś, nawet on się nabrał na twoje sztuczki. Nigdy nie potrafiłaś być matką! Nigdy! Matka chce chronić swoje dziecko, chce dla niego jak najlepiej! Przyznaj w końcu, że jestem tylko przykrą konsekwencją twoich wyborów. No proszę! Droga wolna!
______________________________________________________________________________________
Grzeszne Sumienia
Rozdział 14: Camouflage
Jak powiedział Billy, dom Carsona znajdował się tuż nad oceanem. Był niewielki, aczkolwiek prezentował się dość dobrze. Na podwórzu rosły dwa pokaźne drzewa, a posesja była otoczona niskim, drewnianym płotem pomalowanym na biało. Budynek wyglądał cudownie na tle oceanu. Taksówkarz wysadził mnie na końcu drogi, która prowadziła pod wskazany adres i po uiszczeniu rachunku odjechał z piskiem opon. Pomknęłam do wejścia i zapukałam. Odpowiedziało mi głośne szczekanie psów, które zaczęły dobijać się do drzwi, potwornie ujadając.
– Carson! Na miłość boską, uspokój swoje kundle! – krzyknęłam, uderzając o wejście do domu pięścią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz